[24] Spotkanie Marty z Halskim nastąpiło w BARZE KAWOWYM "POD KURANTAMI" (prawidłowa nazwa „Pod Kurantem”), który mieścił się w domu „Pod Kurantem” przy Wilczej 41 / Marszałkowskiej 55/73. Oryginalny wystrój wnętrza zaprojektowała Xymena Zaniewska. Dziś w miejscu tym działa lokal o innej nazwie. Jedną z pierwszych zaprojektowanych, a nie zaimprowizowanych kawiarń był bar kawowy "Pod Kurantami". Był to rzeczywiście bardzo piękny lokal: gustowne draperie, solidne boazerie, farfurki i cenne talerze, ciężkie wytworne meble, kute w miedzi kinkiety, stary kurant nad wejściem, dębowe schody wewnętrzne i belkowany strop. [25] W tym samym domu „Pod Kurantem” wciąż jeszcze mieści się BAR MLECZNY „ZŁOTA KURKA”. To tu mogła się odbyć "parówkowa orgia" Marty i Halskiego. Do czasów dzisiejszych nie zachował się niestety w pełni oryginalny wystrój jego wnętrza. Jedli na stojąco, w jednym z barów na MDM–ie. Z otwartych kociołków na bufecie dymiły gotowe potrawy, pachniało kapustą i sosami. [26] RESTAURACJA „RARYTAS” (najwyższej kategorii S), do której następnie wstąpili, mieściła się w socrealistycznym bloku przy Marszałkowskiej 9/15. Dziś mają tu siedzibę sklepy. ![]() audiovis.nac.gov.pl — Jak stoimy z pieniędzmi? — spytała rzeczowo Marta — bo ja mam tylko pięćdziesiąt złotych przy sobie. Zaś jedyną restauracją w tej okolicy, jaką znam, jest „Rarytas”, w którym nie ma co liczyć na ducha filantropii ze strony kierownictwa lub na ulgi dla byłych studentów. Nie protestowała jednak, gdy ująwszy ją lekko pod ramię skierował w drzwi restauracji. (...) Przeszli marmurowymi schodami na półpiętro. Stały tu oddalone od siebie, pełne zastawy i serwetek stoliki. Kelnerzy w białokremowych kurtkach i czarnych krawatach poruszali się z dostojeństwem. [27] Modna RESTAURACJA "KAMERALNA” (kategorii I), gdzie bawili się Filip Merynos z Olimpią Szuwar, Robert Kruszyna z Romą Leopard oraz Halski z Martą, do lat 70. XX wieku mieściła się w kamienicy Ksawerego Branickiego przy Foksal 16. Dziś działa tu teatr rewiowy Sabat. Powróciła tu też ostatnio restauracja nawiązująca nazwą do dawnego lokalu. - Dokąd? - spytał szofer. - Do "Kameralnej" - rzekł Halski. - Jedziemy zapominać. Zapomina się najlepiej w "Kameralnej". [28] Przeznaczony do rozbiórki dom, w którym znajdowały się SKLEP I MIESZKANIE OLIMPII SZUWAR, stał w Alejach Jerozolimskich, między Kruczą a Marszałkowską - prawdopodobnie po południowej stronie ulicy. Na tym odcinku zachowało się bowiem aż do połowy lat 50. kilka pasujących do książkowego opisu zrujnowanych kamienic z oficynami. Do dziś podobne oficyny zobaczyć możemy w podwórku pod numerem 21. Jechali bardzo krótko, samochód zatrzymał się, Olimpia szybko wsunęła banknot szoferowi w rękę. Były to Aleje Jerozolimskie pomiędzy Marszałkowską a Kruczą, jeden z ostatnich w śródmieściu rezerwatów na wpół zrujnowanych przez wojnę kamienic i jedno z ostatnich centrów prywatnych sklepów, warsztatów, malutkich fabryczek, przedsiębiorstw, firm. Przez ostatnie dziesięć lat tętniło bujne życie w tych potrzaskanych, odrapanych, do połowy wypalonych, a potem odremontowanych naprędce domach; było to jednak życie chwili, życie bez przyszłości, ustępujące ciągle miejsca wielkiej, planowej odbudowie. Weszli do bramy, Olimpia zadzwoniła, pociągając za sobą Halskiego w mrok wnęki. W ruchach jej była nerwowa ostrożność. Brama zawarła się za nimi z głośnym szczękiem, przeszli ciemne podwórze, Olimpia wyjęła futerał z kluczami z torebki i otworzyła drzwi w jednej z oficyn, na parterze. (...) Halski wszedł za nią po schodach do dużego i wysokiego pokoju, typowego dla starych warszawskich kamienic z początków stulecia. (...) - Pięknie pani mieszka jak na warszawskie stosunki. - Cóż z tego - rzekła Olimpia. - Dom jest przeznaczony do rozbiórki. Trzeba będzie zlikwidować to tutaj i sklep. A w Warszawie coraz, trudniej o ruiny do remontu - dla inicjatywy prywatnej - uśmiechnęła się. [29] Południowy odcinek ALEJ JEROZOLIMSKICH między domem Olimpii Szuwar a Marszałkowską – to tu Halski został pobity przez dwóch opryszków, ujrzał płonące białe oczy i otrzymał pomoc od człowieka w meloniku. Halski wyszedł na ulicę zupełnie pustą. Ruszył w kierunku Marszałkowskiej. Naprzeciw szło dwóch facetów, niewyraźnych w brudnym powietrzu brzasku. Szli szybko, wprost na niego. Serce Halskiego zabiło gwałtownie, poczuł strach, lecz wiedział, że będzie musiał przyjąć walkę, był na nią gotów mimo wewnętrznego bezhołowia uczuć, z którego nie mógł w tej chwili wyciągnąć żadnego jasnego wniosku, decyzji czy nakazu. * Tyrmand o Warszawie: Twardzi są warszawscy kelnerzy, szatniarze, barmani, muzycy z nocnych lokali. Życie ich upływa w nieustannej walce. Wobec pertraktacji z pijanym warszawiakiem praca w kamieniołomach wydaje się fabrykowaniem dziecięcych baloników. Starożytni galernicy uciekliby w popłochu na widok katorżniczej roboty, jaką wykonuje warszawski kelner w sobotnie wieczory, zaraz po pierwszym każdego miesiąca. Toteż kelnerzy ci mają twarde serce, nic nie jest w stanie ich wzruszyć, rozpogodzić, przejąć sympatią dla świata. Nic - ani uprzejmość, ani ubóstwo, ani młodzieńcza naiwność, ani radość życia. Imponuje im moc, urzeka ich siła i twardość innych, korzą się tylko przed realnymi korzyściami. Gotowi są służyć tym wątpliwym wartościom, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo czynią niesłusznie. Usprawiedliwia ich jedno: atmosfera nocnego lokalu, w którym spędzają życie... Name:
Komentarze: 25.11.2019, 22:51 :: 84.10.156.253 |