[68] WILLA FILIPA MERYNOSA na Saskiej Kępie zgodnie z opisem musiała stać po zachodniej stronie ulicy Genewskiej, na jej północnym odcinku. Tylko w tym miejscu można było bowiem wówczas dostrzec z ogrodowego tarasu panoramę Warszawy, a jadąc ulicą w stronę Zwycięzców skręcić w Zakopiańską. Na Genewskiej stały wówczas wille o dzisiejszych numerach 33, 35 i 39. Odrzucił puchową kołdrę i wyskoczył z tapczanu. Podszedł do okna i uniósł metalowe żaluzje: z ogrodu przez taras wtargnęła do pokoju ciepła noc majowa: wśród srebrzystych cieni sąsiednich żywopłotów pełno było nocnych szmerów i zapachów. Po drugiej stronie zasnutej niskim perłowym oparem Wisły ciemniała Warszawa — szeroka, rozłożysta, kanciasta. „Tam — pomyślał — w tamtych ciemnościach czai się ktoś, kto chce mojej krwi… Ktoś, kto zabił Mechcińskiego”. (…) „Zapuścił motor; cichy, regularny, platynowy szmer silnika powiedziałby natychmiast każdemu znawcy, że ma przed sobą wóz najwyższej klasy, którego niepozorność karoserii jest wynikiem dojrzałego namysłu, a nie braku funduszów posiadacza. Wanderer skręcił lekko w Zakopiańską, następnie w ulicę Zwycięzców, którą dojechal do Francuskiej, po czym aleją Waszyngtona dopłynął do mostu Poniatowskięgo i zjechal ślimakiem w dół. [69] KORTY TENISOWE, na które wybrał się Merynos, znajdują się w parku Agrykola, tuż obok uliczki o tej samej nazwie. Oficjalny adres to Myśliwiecka 9. Solcem, Czerniakowską i Rozbratem dojechał do Myśliwieckiej i zaparkował przed bramą Agrykoli. Z kortów tenisowych klubu „Spójnia”, czerwieniejących poprzez świeżą bujną zieleń parku, dochodziły odgłosy uderzeń piłek. Merynos wszedł do zielonego domku klubowego: szatnie pełne były Hałaśliwych urzędników w średnim wieku, nurzających się w tenisowych igraszkach przed żmudnym dniem pracy. [70] BAR OWOCOWY w okolicach narożnika Placu Konstytucji i Pięknej, do którego Kruszyna zaprosił Kubusia, mógł być w rzeczywistości Kawiarnią MDM, znajdującą się po drugiej stronie ulicy Marszałkowskiej (pod numerem 53), na rogu Placu Konstytucji i Koszykowej. Później mieścił się tu Hortex, dziś zaś kawiarnia Batida. Na MDM–ie, na rogu Pięknej, ujrzeli spore zbiegowisko. Był to oczywisty sukurs dla Kruszyny, który zawołał natychmiast: — Co to za młyn? Co tam się dzieje? — Nic — odparł Kubuś — czytają wyniki wczorajszego etapu. — Właśnie! — wołał z emfazą Kruszyna — kto wygrał, kto? Znów Wilczewski? — Wilczewski — przytwierdził szofer. — W dechę. Chodzi codziennie czterdzieści godzina. — Na medal! — entuzjazmował się Kruszyna — wysiadamy! — krzyknął do Kuby. — Stawiam ci haka! Pod Wilczewskiego, żeby nam się dalej robaczek nie pośliznął. Hamuj pan! — rzucił szoferowi — i rachunek. (…) Piegus, chłopczyku! — rzekł serdecznie — nie chcesz wódki, dobrze, nie będę cię zmuszał. Ale lubisz słodycze, prawda? Bo ja przepadam. I nie odmówisz mi, synku. Stoimy właśnie przed barem owocowym. Rozchorowałbym się, gdybyśmy nie wstąpili. Co chcesz, będzie twoje. [71] Kubuś poddany został „próbie wódki” przez inżyniera Wilgę w RESTAURACJI „DZIK” (kategorii II), która znajdowała się przy Nowogrodzkiej 42, róg Poznańskiej – w dawnym domu braci Ziłowów. Dziś mieści się tu sklep z ubraniami. ![]() warszawa1939.pl Oliwkowy humber stał teraz na ulicy Nowogrodzkiej, naprzeciw wejścia do niewielkiego, na pozór zapuszczonego sklepu, którego wystawa zawalona była drogimi przekąskami i butelkami zagranicznych wódek. Sklep ten krył w istocie jedną z lepszych warszawskich restauracji; za pierwszym pomieszczeniem, wypełnionym potężnym bufetem, na którym piętrzyły się doskonałe hors d’oeuvres varies, wchodziło się po kilku schodkach do salki obwieszonej rogami jeleni i wypchanymi głowami dzików; stały tu ciemne stoliki i takież zydle o wyciętych sercach w oparciach. [72] Banda Szai pojmała Siupkę na STACJI KOLEJOWEJ W ANINIE (ulica Szpotańskiego) pod Warszawą. Buldogowaty chevrolet przyhamował na kamienistej szosie, po czym motor zgasł. Cztery postacie zeskoczyły z platformy i wolnym krokiem ruszyły w stronę świateł stacji kolejowej. Wieczór był ciepły i jasny, pachniało majem i zeszłorocznym igliwiem; mała stacja podmiejska — właściwie długi, pokryty cementowym dachem na słupach peron — leżała pośród piasków i sosnowych zagajników mazowieckiej równiny, w suchym powietrzu i w zapachu iglastego nadwiślańskiego lasu. (…) — Pociąg idzie — powiedziała postać czwarta. Cichy wąż wagonów elektrycznego pociągu wsunął się szybko na stację Anin i przystanął; z rozsuniętych drzwi Wysypywali się pasażerowie. Name:
Komentarze: 11.06.2020, 00:07 :: 79.184.239.12 25.11.2015, 13:47 :: 193.109.244.28 08.09.2011, 11:12 :: 178.73.63.16 31.01.2007, 01:00 :: 212.76.33.104 |